Masz je wciąż gdzieś zapisane, czy już je schowałaś, żeby nie trzeba było w grudniu patrzeć na to pasmo porażek?
Co roku to samo: schudnąć, jeść zdrowo, ćwiczyć jogę, czytać książki. Zmienić pracę. Nauczyć się tańczyć. Nauczyć się sprzątać. Znaleźć poradnik, w którym będzie napisane, jak to wszystko osiągnąć.
Też robiłam takie listy. Przestałam, kiedy zorientowałam się, że daje to tylko frustrację, bo nigdy nie uda się zrealizować wszystkiego. A to, co się udało – jakoś mało cieszy. Jest krótka satysfakcja, chwilowa ulga, ale zbyt zajęci jesteśmy wymyślaniem kolejnych punktów, by to porządnie docenić.
Najlepiej byłoby po kolei zmienić wszystko. Twoją wagę, wygląd, długość włosów, zainteresowania, podejście do życia, poziom samodyscypliny, sposób spędzania wolnego czasu. Wymieniać to rok po roku pomimo, że już zauważyłaś, że to nie działa. Upragniony spokój ducha nie nadchodzi. Może to dlatego, że jeszcze nie dość wiele ulepszyłaś?
To ciągłe pragnienie, żeby znaleźć się gdzie indziej, niż jesteś – myślisz, że zniknie, kiedy tam się znajdziesz? Przecież już próbowałaś. Zniknęło? Nie. Nawet jak pojedziesz na drugi koniec świata, to uczucie pojedzie tam z Tobą. Dlaczego rok w rok katujemy się wyobrażeniami, że nasze życie powinno być inne, niż jest?
Skąd bierze się to absurdalne przeświadczenie, że gdyby wszystko było inaczej – to byłoby lepiej? Ta dręcząca chęć, żeby spędzać życie w jakiś lepszy sposób, nie tak, jak teraz, tak z nadwagą i z brudną wanną, i wiecznie na minusie. Wiesz, co trzeba zrobić, żeby mieć poczucie spełnienia i zadowolenia? Umyć wannę? Nie! Całe to ulepszanie tylko powoduje, że pogrążasz się w nienasyceniu jak w ruchomych piaskach. Życie już jest dobre i już nic więcej nie trzeba z nim robić. Ale żeby to dostrzec, musisz je puścić. Pozwolić mu samoistnie popłynąć.
Są takie rzeczy, które nam się nie podobają i chcemy je usunąć, ale akurat one jakoś uporczywie nie dadzą się ruszyć. To dlatego, że walcząc z nimi, wspieramy je. Nadajemy im wagę i nie pozwalamy, żeby życie, płynąc dalej, zabrało je ze sobą. To jak zmuszanie się do niemyślenia o różowym słoniu. Albo jak pisanie tekstu na bloga na siłę. Im bardziej chcesz wykazać się geniuszem twórczym, tym bardziej nie możesz sklecić głupiego zdania. Im bardziej zakazujesz sobie słodyczy, tym bardziej o nich marzysz.
Tak samo działa to na większą skalę. Wyobraź sobie, że ta sprawa i Ty poruszacie się w układzie zamkniętym. Im bardziej naciskasz, tym bardziej cel umyka. Im bardziej uciekasz, tym bardziej jesteś ścigana. Bawisz się tylko w kotka i myszkę z przedmiotem swoich pragnień. W końcu zmęczy Cię ta gra i porzucisz ją. I wtedy wszystko nagle pójdzie jak z płatka.
Czy to oznacza, że masz pożegnać się ze swoimi marzeniami? Co z Twoją życiową drogą? Spokojnie – ona właśnie się zaczyna.
Porzucenie siłowania się z życiem sprawia, że możesz w końcu otworzyć się na otrzymywanie. Nie tracisz już sił na bezskuteczną walkę. Okazuje się wtedy, że masz sporo przestrzeni. Możesz wykorzystać ją tak, jak lubisz. Zamiast spinać się tym, co jest do zrobienia, nieustannie zasiewasz nowe ziarna i pielęgnujesz to, co kochasz. To, co zasiejesz, wykiełkuje i zakwitnie.
Chcesz tańczyć? Tańczysz. Nie dlatego, że sobie to postanowiłaś noworocznie i musisz się wywiązać, ale dlatego, że lubisz tańczyć. Poświęcasz uwagę temu, co dobre dla Ciebie, bez wyrachowania, z zaufaniem. Życie przyniesie pomysły i okazje. Wtedy wystarczy pójść za tym. Nie ociągać się i nie powstrzymywać. Puścić i popłynąć w kierunku, który przed Tobą się otwiera.
Kiedy płyniesz, łagodnie pozwalasz wodzie się nieść, delikatnie sterując. Jeśli zaczynasz walczyć z wodą, toniesz. Jeśli asekuracyjnie trzymasz się brzegu – nie dość, że nigdzie nie popłyniesz, to jeszcze irytujesz się widokiem innych ludzi, którzy pływają.
Ta sama reguła sprawdza się w życiu, bo świat jest jakoś tak zrobiony, że wszystko jest podobne do wszystkiego – pasma górskie do neuronów, a tęczówka oka do kosmicznej mgławicy.
Kiedy odpuścisz ciągłą kontrolę, odkryjesz, że w tej podróży chodzi bardziej o radość z podróży, niż o dotarcie do celu. A czasem potrafi tak Cię ona zadziwić, że nie pozostaje nic innego, jak wybuchnąć śmiechem. Pewnego dnia, kolejny raz śmiejąc się i ciesząc, odkrywasz, że to jest właśnie spełnienie.
W Nowym Roku pozwólmy swojemu życiu być takim, jakie je mamy. Niech to, co kochamy, rośnie i rozwija się. Wszystkiego dobrego.
A jakie są Twoje postanowienia noworoczne? Jak do tego podchodzisz?
Tekst ukazał się w magazynie Blogostrefa nr 3/2018.