Kojarzycie taki obrazek:
Złowroga cisza. Coś wisi w powietrzu, jak w duszne letnie popołudnie, nabrzmiałe zapowiedzią burzy. Wszyscy czują dziwny niepokój, nikt nie może znaleźć sobie miejsca.
WTEM! Drzwi otwierają się z hukiem, jak wyważone z kopa, i staje w nich przerażający potwór o rozczochranych włosach, wydający z siebie ogłuszający ryk! Wszyscy chowają się pod biurka, ale to nic nie da, albowiem drapieżna kreatura o pysku wypełnionym kapiącą, spienioną śliną, wciąż wrzeszcząc, odpala piłę mechaniczną i nie szanując żadnych świętości rozpoczyna masakrę!
Jej ofiarą padnie wszystko – ona chce NISZCZYĆ!
Sekundę później potwór wybucha głośnym płaczem i roztapia się na podłodze w żałosnej kałuży flegmy i łez.
Znacie to? Ja znam dobrze, bo to o mnie. Przez prawie dwadzieścia lat się tak męczyłam. Co miesiąc.
Później przychodziła miesiączka i dziwne nastroje znikały, ale za to bolało, że aż skwierczałam. Były przypadki, że trzy ibupromy i pół ketonalu ledwo dawały radę. Płakałam z bólu, a potem chodziłam sfazowana tymi lekami przez trzy dni.
Chcesz wiedzieć, jak to zrobiłam?
W necie można znaleźć różne sposoby na PMS. Zdrowe odżywianie i tak dalej. Oczywiście, pewnie to pomaga. Nie wiem, bo ja zdrowo się odżywiam już tak długo, że nie miałam okazji porównać. Ale mimo, że jesz to czy tamto, wciąż PMS przychodzi co miesiąc, a ty zdrowym jedzeniem możesz sobie go co najwyżej złagodzić. Więc to jest wszystko można tak naprawdę rozbić o kant dupy. Bo chodzi o to, żeby PMS nie przychodził.
Napięcie przedmiesiączkowe NIE JEST naturalnym stanem, z którym kobieta musi się z jakiegoś niesprawiedliwego powodu użerać.
Napięcie przedmiesiączkowe jest oznaką utraconej równowagi. Oznaką tego, że coś robimy nie tak.
Prawdopodobnie tym czymś jest życie na wysokich obrotach przez cały miesiąc, bez poszanowania dla własnego ciała. Jak już kiedyś pisałam, kobiecy cykl jest naturalną sinusoidą. Są momenty, kiedy kobieta bez trudu podbija wszechświat, ale są też dni, kiedy jej natura wzywa ją do zatrzymania się; do wyprawy w głąb siebie. Sprzeciwianie się temu jest gwałtem na samej sobie. Trochę mnie przeraża, jak często popełniamy na sobie ten gwałt i jeszcze się z tego cieszymy.
Nasz świat jest urządzony po męsku. Jest cały czas w ruchu, mocny, gorący, aktywny, przebojowy. Kiedyś było tak, że kobiety nie brały w tym udziału, bo nie mogły. Teraz przeciwnie: nie mogą nie brać udziału. Nie mogą, bo wówczas są traktowane jako gorsze, przegrane, mało ambitne, mało inteligentne. Bo mierzone męską miarą, przegrywają z mężczyznami w ich wyścigu. Muszą cały czas cisnąć, by nie pozostać w tyle. Słono za to płacą – depresją, chorobami, comiesięcznym złym nastrojem – i cisną.
Czy zamiast tego nie można byłoby podążać swoją drogą – taką, w której jest miejsce na ruch i na bezruch, na aktywność i na pasywność, na yin i yang?
Oto kilka rzeczy, które pomogło mi CAŁKOWICIE pozbyć się zarówno napięcia przedmiesiączkowego, jak i dolegliwości bólowych podczas miesiączki.
Od jogi wszystko się zaczęło. Bez niej być może dalej bym się męczyła w mej nieświadomości.
Praktyka jogi różni się od innych ćwiczeń fizycznych tym, że po pierwsze dopasowuje się do aktualnych potrzeb ciała. Może być za każdym razem inna. Joga pozwala nawiązać z ciałem kontakt i usłyszeć, czego właściwie ciało potrzebuje. Kiedy praktykujesz jogę, to nie ty jesteś szefem, ani nawet nie prowadzący zajęcia, tylko ciało. Jeżeli ono mówi nie rób, to nie robisz. Bywa też, że mówi RÓB! I robisz, sama zaskoczona, jak wiele potrafisz. Niepostrzeżenie to słuchanie ciała przenosi się do codzienności. Po pewnym czasie widzisz jak na dłoni cykliczne wahania energii w ciele i dopasowujesz do nich swoją aktywność. Nie zamęczasz go, ale też go nie rozleniwiasz. To idealna harmonia.
Po drugie, joga po prostu działa. Jest wiele wspaniałych asan na czas poprzedzający miesiączkę, na czas krwawienia i na czas po miesiączce. Asany na czas miesiączki są proste, nie wymagają siły ani elastyczności, nie męczą, może je wykonywać każda kobieta, nawet taka, która nigdy w życiu nic nie ćwiczyła. Polegają głównie na rozluźnianiu i rozciąganiu brzucha. Wzmacniają narządy rozrodcze, regulują gospodarkę hormonalną. Do tego wprawiają w dobry nastrój, ponieważ w brzuchu kumulują się różne stresy i napięcia – a rozluźnienie go pomaga je uwolnić.
Po kilku miesiącach regularnej praktyki odpowiednich asan miesiączki stopniowo przestały mnie boleć. Tak po prostu. Zresztą już w trakcie ćwiczeń ulga potrafi być wielka, aż wprawiająca w euforię. Nie oznacza to, że te asany działają jak tabletka przeciwbólowa. Działają raczej jak mocny, kojący, wewnętrzny masaż. Poprawa może być powolna, ale jest pewna i ty też ją zobaczysz.
W tym samym czasie zniknął mój PMS – w sumie któregoś dnia uświadomiłam sobie po prostu, że od kilku miesięcy nie miałam napięcia przedmiesiączkowego.
W dobrych szkołach jogi znajdziesz grupy kobiece – ukierunkowane właśnie na wsparcie kobiecego zdrowia, na złagodzenie dolegliwości, na wzmocnienie ciała pod kątem ciąży i macierzyństwa. Znajdziesz tam też, oczywiście, dobrych instruktorów, którzy nawet na normalnej grupie powiedzą ci i pokażą, co robić. W łódzkim Centrum Jogi na Orlej kobiety w trakcie miesiączki mogą liczyć na specjalną praktykę menstruacyjną, nawet w trakcie trwania zwykłych zajęć.
Ja nie jestem instruktorką, więc nie mogę cię nauczyć. Ale jeżeli praktykujesz już jakiś czas i kumasz mniej więcej, o co w tym chodzi, to polecam Ci bardzo książkę Lois Steinberg “Praktyka jogi dla kobiet”. Znajdziesz w niej sekwencje na każdy czas miesiąca, doskonale opisane i opatrzone zdjęciami. Najczęściej wykonuję właśnie te sekwencje i jestem bardzo zadowolona.
Kobiecy cykl to tak mało chodliwy temat, że w domach i szkołach najczęściej za wiele się o nim nie rozmawia i zdarza się, że idziemy przez życie bez konkretnej wiedzy o własnym cyklu. Coś tylko nam świta, kiedy są dni płodne, oraz że przed okresem w wyniku spadku hormonów jesteśmy skazane na zły nastrój.
Pisałam kiedyś dokładniej o tym. Upewnij się, że wiesz, jak dokładnie wyglądają fazy cyklu. (Jest też poradnik dla facetów!) Z tym, że jednak każda kobieta przeżywa swój miesiąc inaczej. Jak przeżywasz ty – to możesz dowiedzieć się tylko obserwując siebie. Czasem przeżywa się cały cykl bardzo subtelnie i gładko. Ale to, że nie masz widocznych problemów z cyklem, nie oznacza, że życie w cyklach ciebie nie dotyczy. A skoro istnieje coś, czemu podlega twoje życie, to chyba lepiej to znać, niż tego nie znać.
Możesz założyć sobie dziennik i notować przez kilka miesięcy codzienne spostrzeżenia na temat swojej sfery fizycznej, emocjonalnej i seksualnej. Taki “dziennik księżycowy” przy okazji pozwala na to przynajmniej kilkuminutowe codzienne zatrzymanie i refleksję. Rozwija też naszą cenną uważność i zdolność obserwacji, sprawia, że zaczynamy patrzeć na siebie bardziej świadomie. Po pewnym czasie zobaczysz, że z zapisków zacznie ci się wyłaniać pewien wzór.
Faktycznie rządzą nami hormony, ale tak poza tym nie jesteśmy przecież bezwolnymi kukiełkami. Gdy znasz własny cykl, możesz dokonać świadomego wyboru, żeby planować swoje życie w zgodzie z nim. Niech twoim priorytetem stanie się odkrycie rytmu swoich naturalnych przypływów i odpływów.
Czy nie jesteś za bardzo oddana innym? Jak wiele z tego, co robisz na co dzień, robisz dla siebie? Czy umiesz obronić swoje potrzeby i swoje terytorium? Jeżeli nie, to trudno ci będzie żyć w zgodzie z naturą, bo świat nie tego od ciebie oczekuje. Świat chętnie weźmie wszystko, co mu dasz, i nawet nie powie dziękuję ani pocałuj mnie w dupę. I nawet nie jest tak, że swoim nadmiernym poświęceniem robisz coś dobrego, bo wszystko jest ze sobą połączone, więc jak możesz robić coś dobrego, wyrządzając sobie krzywdę? Uważaj, bo to osłabia. A ty musisz być silna, żeby żyć po swojemu.
Prostym sposobem na odzyskanie kontaktu z samą sobą jest po prostu spędzanie ze sobą czasu. Tak samo, jak do pielęgnowania przyjaźni z drugim człowiekiem potrzebny jest czas spędzany wspólnie, tak i ty potrzebujesz czasu, żeby pielęgnować przyjaźń z samą sobą.
Obowiązki? Każdy je ma, o dziwo nawet ja. Nie żyjesz w próżni, nie ma ludzi niezastąpionych. Są duże szanse, że możesz przełożyć lub oddelegować część swoich obowiązków. Jeśli jesteś matką, to pewnie jesteś też mistrzynią organizacji czasu, więc potraktuj swoje wewnętrzne dziecko jako kolejne ze swoich dzieci i pobaw się z nim, jak należy, zamiast przekazywać jakieś spaczone męczeńskie wzorce młodemu pokoleniu. Co chciałabyś robić, a nie masz na to nigdy czasu? Taniec brzucha? Nauka gry na bębnach? Kurs gotowania według pięciu przemian? No to na co czekasz? Nigdy nie będzie lepszego momentu, żeby zacząć, niż teraz. A może tym, czego potrzebujesz, są po prostu długie, samotne spacery w kierunku, który podpowie ci intuicja? Ja je wprost uwielbiam.
Poświęcając sobie uwagę, rozwijając swoje naturalne zdolności, stając się coraz lepsza w tym, co lubisz i umiesz robić, a ponadto mówiąc NIE otoczeniu wyciągającemu ręce po twoją energię, rozwijasz swoją wewnętrzną siłę, która przyda ci się, gdy zechcesz zrobić coś, co jest dla ciebie dobre, ale niezbyt akceptowane społecznie, niepopularne, niezrozumiane.
Paradoksalnie, by popłynąć z nurtem zgodnym z naturą, musisz czasem płynąć pod prąd w społeczeństwie. Może to taki egzamin z dojrzałości? Satysfakcja jest przeogromna.
Kto ci wmówił, że miesiączka jest brudna, nieczysta i obrzydliwa? Czy ty też padłaś ofiarą średniowiecznych poglądów, sprowadzających wszystko co kobiece do brudu i wstydu?
Miesiączka jest fajna, wiesz? Oznacza, że twoje ciało jest płodne i silne. Jest dowodem, że możesz dawać życie, że twoje ciało może wydać owoce, których nie potrafią stworzyć sami mężczyźni za pomocą swojego intelektu. Że Ty i Twoja kobiecość są niezbędne światu i są równie ważne, co męska siła i władza.
Zrób eksperyment i w przyszłym cyklu zamiast udawać, że miesiączka nie istnieje, przyjrzyj się jej uważnie. Zaopiekuj się sobą, pozwól na to też innym, bądź damą w potrzebie. Znajdź czas na wypoczynek po pracy, nie umawiaj się tego dnia na szalone wypady na miasto, opchnij dziecko ojcu lub dziadkom. Zrób sobie wolne miejsce i zobacz, co się w nim pojawi. Lubisz slow life? Te oczyszczające dni możesz wykorzystać najbardziej slow, jak tylko chcesz. Możesz śpiewać, rysować albo robić na drutach przez całe popołudnie. Pozwól ciału robić swoją robotę i daj mu spokój. To są dni na obijanie się, nawet nudę. Na tej nudzie może coś ciekawego wyrosnąć 🙂
Ja poszłam o krok dalej i trzy dni w miesiącu mam wolne od pracy. Wcale nie dlatego, że moja miesiączka jest uciążliwa. Uwielbiam ją. Po prostu to mój święty czas. Jestem super szczęśliwa w te dni, kiedy mam tyle czasu dla siebie, że mogę się w nim nurzać, medytować, słuchać pięknej muzyki, czytać piękne książki i zaplatać sobie włosy na milion sposobów. I nic nie muszę. Oj, dużo koleżanek się dziwi. A ja dziwię się im, że one tak pozwalają sobą pomiatać, jak konie pociągowe, smagane batem, eksploatują swoje bezcenne, delikatne, kobiece ciała, bez przerwy, bez współczucia, bez umiaru.
Celebrowanie każdej fazy cyklu, nie tylko tych, w których jesteśmy najbardziej aktywne i przebojowe, jest kropką nad i w całej idei pokochania własnej kobiecości. Jak można kochać swoje ciało, swoją kobiecość, na wyrywki? Ona jest przecież całością. Nie ma w niej słabych punktów, jest naprawdę perfekcyjna.
A no tak… bo zapomniałam wspomnieć, że skutkiem ubocznym pozbycia się PMS i dolegliwości miesiączkowych jest pokochanie swojej kobiecości w całości, taką jaka jest.
Ale chyba to nie jest jakiś wielki problem 😉