Hej kochani! Piszę do Was z zupełnie nowej planety. Myślałam, że to tylko sen zimowy, a tymczasem mój świat zawinął się w kokon i się przepoczwarza. Nie wiem czemu mnie to nie dziwi.
Moje studia psychologiczne to petarda. Im bardziej się w nie zanurzam, tym bardziej na nowo widzę życie, ludzi, nasze przeróżne sposoby na radzenie sobie ze sobą, ze światem, z cierpieniem, z nieznanym. To staje się tak przeraźliwie wyraźne, że aż wzruszające. To jak wszyscy walczymy, dążymy, próbujemy zrozumieć, wytłumaczyć sobie, czym jest to doświadczenie, które tu wszyscy dzielimy – bycie człowiekiem na Ziemi.
Jest w tym tyle miejsca na miłość, której nie widzisz, kiedy skupiasz się tylko na swoim doświadczeniu, na swoich gotowych rozwiązaniach i słusznych odpowiedziach.
Spadł mi do zera wskaźnik potrzeby głoszenia prawd i mądrości życiowych. Jeśli kiedykolwiek z tym przesadzałam, to sorry.
Jest jakaś wolność w przyznaniu, że nie wiem, że uczę się, i co najlepsze to może nigdy się nie kończyć, bo ten moment, kiedy wiesz już wszystko, nigdy nie nadejdzie.
Trochę naiwnie się obawiałam, że może te studia będą częściowo zacofane w stosunku do zaawansowanej duchowo-naukowej wiedzy, którą tu w internecie posiadamy, i będę czuć jakiś dysonans ale zgadnijcie, oczywiście tak nie jest. Większość z tego, co tutaj stanowi epokowe odkrycia, to dla nich żadne rewelacje ani nowości. Z radością spotykam ponownie tematy, które już wcześniej ze mną rezonowały, na zupełnie nowym tle, w nowej oprawie i w otoczeniu zupełnie nowych ludzi, idei, historii i tylu nowych puzzli, że rozmiar całej tej układanki zupełnie mnie pozamiatał.
Spotykam żywą, dynamiczną naukę, która ciągle się zmienia, wewnętrznie się ściera i buzuje i jest w niej miejsce zarówno na doświadczenia mistyczne i sny, jak i twardą neurobiologię, a to może oznaczać tylko jedno: to coś dla mnie. Siedzę z jęzorem na brodzie na wykładach, piszę prace zaliczeniowe z obłędem w oku i chociaż niby w nosie mam oceny, to takiej średniej nie miałam od początku podstawówki , miło jest poczuć, że moje wysiłki są doceniane!
Jednocześnie musiałam nieco wyjść ze skorupy i w zetknięciu ze światem zewnętrznym stwierdziłam, że nieźle zarosłam mułem przez ostatnie lata. Pobudka! Pora odnaleźć na nowo swoje miejsce na ziemi, które wcale nie musi być zakopane w środku lasu ani na żadnym pustkowiu, gdzie już nic nowego się nie wydarzy. Życie mnie wzywa tej wiosny – a dokąd dokładnie? To już materiał na następną opowieść.
Chyba nigdy nie czułam się bardziej zakorzeniona w sobie. Można powiedzieć, że trochę wciągnęło mnie 3D. Może mniej tu górnolotnej gadki. Bliżej ziemi. Ale jakby więcej można. A widok na gwiazdy jest fantastyczny.
2 Comments
Właśnie szukałam co u ciebie słychać i ciesze się ze tyle dobrego ci się przydarza.
Nigdy nie odczuwałam żebyś się wymadrzala, dla mnie to czym się dzieliłam to było inspiracja, motywacja, lustrem, siecią połączeń, których nie widziałam. Otworzyłam mi oczy na wiele spraw i serce na mnie samą. To był jakiś etap, który przyciągnął ruchy tektoniczne i tsunami w moim życiu. Procesowanie przeszło na szybszy i głębszy poziom.
Dziękuje ze jesteś.
Jeśli masz ochotę pisz, dzieł się więcej. To nie musza być wykłady ale może obserwacje, dzielenie się wspolodczuwaniem zmieniającej się rzeczywistości, dzielenie się zapytaniami.
Pozdrawiam serdecznie,
Lidia
Cześć Lidia! Będę pisać na pewno i coś mi mówi, że też będzie to nowy poziom 🙂 Dziękuję, skrzydła rosną od takich komentarzy. Bardzo mi miło, że to napisałaś 🙂