Był taki mem, krążący po internecie, na którym lwica ryczy na skulonego lwa:
“Już taka byłam oświecona i znów musiałeś mnie wkurwić!”
To przypomina mi sytuację z mojego życia z całkiem niedawna, kiedy akurat podpisaliśmy umowę najmu mieszkania. Cudowny moment, zwłaszcza że od kilku lat gnieździliśmy się w trzy osoby w kawalerce – mówiłam o tym kiedyś na live.
Przetrwaliśmy tak czasy covida, tak tak, dobrze rozumiesz – zdalne nauczanie, czwarta klasa podstawówki, dziecko nie kumające działań w słupkach, mój luby daremnie próbujący odsypiać nockę, a ja waląca głową o ścianę w tęsknocie za pisaniem i za samotnością.
Potem dla odmiany dwa miesiące szukania mieszkania w realiach zalewu uchodźców, z ogłoszeniami znikającymi po pół godziny od pojawienia się.
Miałam wrażenie, że ja tam się uduszę, że już po naszym związku, już po nas. Miałam poczucie winy, wstydu, że tuż przed czterdziestką znów stracę i zniszczę wszystko, co budowałam, i tak będzie bez końca. I nagle udało się!
Na myśl o tym nowym domku, czteropokojowym, z miejscem na moje biuro!! I na nagrywanie jogi!! – czułam się, jakby wypuszczono mnie z klatki na otwartą przestrzeń, jak dziki zwierz na sawannie, wolny ptak.
Był to czas wolności, radości, bliskości naszej patchworkowej rodzinki, która zobaczyła przed sobą przyszłość. Nasz vibe podskoczył wysoko i odczuliśmy radosny moment bycia na szczycie, by po chwili…
…potężnie zanurkować w dół i wylądować w jednej wielkiej potężnej, niekończącej się kłótni.
Miałam wrażenie, jakby nasza miłość gdzieś zniknęła, a zamiast tego pojawiła się jakaś góra ohydnych śmieci. Ciągnęło się to tygodniami. Oboje dosłownie jakbyśmy zmienili się w nasze najgorsze wersje. WTF??
Nie rozumiałam nic z tego. Gdzie jest mój luby, kto go podmienił na tego nieprzyjemnego typa, dlaczego tu wracają jakieś motywy z moich dawnych toksycznych relacji?? I w dodatku kim ja się stałam, jakąś wiecznie spiętą i kontrolującą wredną babą?? Przecież jestem już na to zbyt rozwinięta, za głęboko siedzę w tym temacie i za dobrze to wszystko znam. Przecież od dawna jestem już poziom wyżej!
No i dobrze moja kochana, że ja to wszystko znam – uważność i świadomość procentuje, może też to już wiesz – bo dzięki temu ja to w pewnej chwili rozpoznałam.
Oto wróciły, niczym zbyt naciągnięta gumka w gaciach, która, puszczona z trzaskiem, wraca na swoje miejsce, boleśnie strzelając w zadek – emocje, które wcześniej mogłam zwalić na zbyt małą przestrzeń. Oto one! W nowej formie – bo i nowa sytuacja. Ale ja zostałam ta sama!
Dlaczego negatywne emocje powracają? Dlatego otóż, że jesteśmy do nich przyzwyczajeni. A nawet na swój sposób uzależnieni. Wzorce emocjonalne są wrośnięte w naszą wizję świata. Należymy do nich, nawet nie przyznając się do tego, a świadomie wybierając zupełnie inną wibrację.
Jest to takie sprytne, że potrafi powrócić tylnymi drzwiami – bo przecież zrobiłaś dobrą robotę i na przykład poradziłaś sobie ze wzorcem odrzucenia, utuliłaś wewnętrzne dziecko i otworzyłaś się na prawdziwą bliskość.
Wtedy ta gumka strzeli dla odmiany w innym obszarze, pokaże ci jeszcze coś innego, jakiś twój nowy i nieznany obszar, taki jak nieuświadomiona złość, wstyd, nieaktualne przekonania, niezintegrowana męska energia – lub kobieca, jak wolisz. Nieświadomość jest jak ocean, zawsze coś nowego wyrzuci na brzeg.
Dlatego “świetlista duchowość” i wypieranie trudnych emocji na rzecz “podnoszenia wibracji” nie chce działać, podobnie jak odcinanie się od przeszłości i ogłaszanie nowych początków i absolutnych końców.
Na głębokim poziomie wzorce z przeszłości wciąż w Tobie są – bo i skąd mają być inne, skoro takie zostały zaprogramowane i fizycznie hulają w twojej głowie jako elektryczne i chemiczne sygnały – i powrócą. Jak pralka jest zaprogramowana na pranie wełny, to zrobi pranie wełny, nawet jak będziesz stać obok i robić rytuały że ma zrobić pranie bawełny w 90 stopniach.
A twoje zaprzeczanie temu będzie tylko jak odwracanie się od siebie, jak kolejne porzucenie i niedostrzeganie siebie. Tak, same też sobie uwielbiamy robić to, czego tak boleśnie doświadczamy od innych.
Dlatego podnoszenie wibracji od niskich od razu na najwyższe poziomy, zostawanie od razu najczystszą miłością i życie od razu w największej sielance, zawsze skończy się tym, że wybije emocjonalne szambo i wszyscy się potopią. To, co było do tej pory, będzie bardzo intensywnie chciało wrócić! I jak na wykresie funkcji falowej w liceum (jak ja tego nie znosiłam): wysoka górka to równie wysoki dół. Symetria! Matematyka to język Boga, tak się mówi, i czasem doświadcza.
Dlatego zmiana programów umysłu trwa tak długo, jeśli masz parcie, że musisz zrobić ją od razu. I chociaż rzeczywiście są te wszystkie skoki kwantowe i napady miłości, wdzięczności i ulgi – to są też wielokrotne obsunięcia się nogi ze śliskiego uskoku i wiszenie nad przepaścią, a nawet solidne gleby z pierdutnięciem, kiedy nagle leżysz na samym dole i stękasz.
Zamiast tego jest akceptacja. Najtrudniej jest spojrzeć na samą siebie i powiedzieć: taka jestem. Takie mam programy, takie uwarunkowania i wcale one nie są bardziej oświecone i przepracowane niż programy mojego faceta, który oczywiście tkwi po uszy w nieświadomości i uśpieniu. Nie! Siedzimy w tym razem, a on jest taki jak ja.
Oraz: mam te programy, ale nie mam zgody żeby taka żyć i taka umrzeć. Chcę podnosić wibracje i swój poziom życiowy, bardzo chętnie, ale zgadzam się że to będzie po kawałeczku, po trochu, a jak coś wyskoczy, jak wywali mnie do chamskiego 3D, to zauważę i ukocham.
Wielu z nas ma problem z przyznawaniem się do tego, że “coś mają”, bo przyznawanie się kojarzy się z mrocznymi religijnymi programami starej ery, które przemocą wtrącały nas w otchłań winy i kary.
Tutaj mówimy jednak o czym innym: o patrzeniu na rzeczy takie, jakimi są, o uważnym spojrzeniu, które bada nie aby osądzać, lecz aby rozumieć, poznawać, kochać. Być może też nigdy niczego takiego nie doświadczyliśmy od naszych dorosłych i trzeba to sobie wykształcić. Warto.
Mówimy też o powolnej ewolucji, o ździebku pokory, że to może trochę wolniej idzie, że tam jeszcze jest dużo do zrobienia. O tym bezpiecznym, spokojnym uczuciu, że tak też jest ok. Że nieidealna też jesteś w porządku, i twoje nieidealne życie również. Bo idziesz jednak do przodu. Widzisz coraz więcej i rozumiesz.
Mówimy o powolnym uwalnianiu tych emocji, które nam zalegały, o robieniu coraz więcej miejsca na siebie.
Zobacz: jak naciągniesz gumkę w gaciach tylko trochę, to nawet jeśli puści, to strzeli też tylko trochę. A jak będziesz ją tak trochę często naciągać, nie na siłę, to się po prostu rozciągnie. I taka zostanie.
Bycie dla siebie łagodnym, coś nowego w świecie, w którym domyślnie mamy ze sobą samym przemocowy związek i nawet o tym nie wiemy.
Właśnie wyszła książka z wydawnictwa Galaktyka “Uwolnij się od toksycznych emocji” Leah Guy, do której miałam przyjemność napisać opis na okładkę. Miło mi się ją czytało, bo to temat bardzo mi bliski. Znalazłam w niej to, co mi było akurat w czasie czytania potrzebne. Ty też może znajdziesz. Przestrzeń tak przecież właśnie działa.
Jest tam trochę o tym, o czym właśnie napisałam, i o wiele więcej. Polecam.
Książkę zamówisz na stronie wydawnictwa 🙂 Owocnej podróży!