Masz już dość swojego wiecznego pecha? Jesteś już zmęczony ciągłą walką z przeciwnościami losu? Znów spędziłeś pół nocy na potajemnym jedzeniu chipsów lub piciu piwa, zapomniany i odtrącony przez resztę ludzkości?
Nie przejmuj się. Wszyscy czasem czujemy się trochę ofiarami.
Tyle, że nikt się do tego nie chce przyznać. Dlatego tak trudno nad tym pracować – bo nie da się zmienić czegoś, czego naszym zdaniem nie ma.
Pogrążyć się czasem w rozpaczy jest rzeczą ludzką. Każdemu z nas zdarza się też poszukiwać powodów naszej sytuacji życiowej gdzieś na zewnątrz – w innych ludziach, w dzieciństwie, w społeczeństwie, w niełasce losu.
O ile rzeczywiście życie potrafi brutalnie nas doświadczać, to ugrzęźnięcie w poczuciu krzywdy i niezadowolenia spycha nas tylko w jakieś ciasne, nieprzyjemne miejsce, w którym nic od nas nie zależy. To ciężka, nieruchoma energia, w której czujemy się mali, nieważni i nic niewarci – a czasem wściekli i pałający żądzą zemsty.
Wchodząc w rolę ofiary wyrzekamy się własnej wolności i mocy, przenosimy odpowiedzialność za swoje życie gdzieś z dala od siebie, przez co tracimy sterowność i stajemy się, z kreatorów naszego życia, tylko jakimiś popychadłami.
Ofiara wcale nie musi być zapłakana i zahukana – niektórzy z nas noszą głowę wysoko, manifestując swoją siłę, udowadniając wciąż sobie i światu, że nic nie jest w stanie ich złamać, dobrze zarabiają, mają poprawne życie i rodziny jak z obrazka, są życiowymi “zwycięzcami”, którym pozornie niczego nie brakuje, ale gdy spojrzeć głębiej, okazuje się to tylko mechanizmem radzenia sobie z wewnętrznym bólem. Głęboko pod tą fasadą kryje się nieszczęśliwy człowiek.
Oto kilka popularnych typów ofiar. Czasem jesteśmy którąś z nich totalnie, a czasem tylko troszkę. Niekiedy jesteśmy kilkoma naraz albo miewamy epizody bywania którąś z nich. Czytając o nich, zwróć uwagę na te, które wzbudzają Twoje emocje – niechęć, negację, kpinę, gniew, a może współczucie. Niech Cię to poprowadzi, jako że największe emocje w nas wzbudza to, co dotyczy nas samych.
Jego misją jest ratowanie innych i naprawianie całego świata. Nawet, jeśli stoi za tym prawdziwa chęć czynienia dobra, to ma to też drugie dno. Poświęcając całą uwagę innym, nie trzeba jej poświęcać już samemu sobie. Uzdrawianie – czasem na siłę – życia innych ludzi, którzy tylko przy nas nareszcie mogą znaleźć bezpieczną przystań, przeszkadza w akceptacji tego, co jest (skoro musisz to naprawiać, to musi być to uszkodzone) a do tego staje się wymówką, by nie zajmować się tym, co w nas samych rozpaczliwie potrzebuje uzdrowienia. Często dokładnie tego samego, co próbujemy poprawiać w bliźnich.
Wiecznie prześladują go choroby i kataklizmy, a gdy akurat nic mu nie dolega, to przy zatrzaskiwaniu drzwi od samochodu złamie sobie mały palec u ręki. Jego niebo zawsze jest zasnute ciemnymi chmurami, a na horyzoncie piętrzą się problemy. Życie jest ciężkie, a kto odważy się twierdzić inaczej, ten oczywiście się nie zna, bo nie doświadczył tyle nieszczęścia, co on. Skupianie się na własnym cierpieniu nie pozwala nam zauważyć, jak wiele w naszym życiu zależy właśnie od naszej postawy.
Roztacza wokół siebie aurę miłości i z łagodnym uśmiechem recytuje mantry lub modlitwy – a może jest zupełnie zwyczajny, tylko po prostu zawsze odwraca głowę lub fuka z dezaprobatą, gdy dzieje się coś brzydkiego, co nie pasuje do jego wizji świata. Nie ma nic złego w pozytywnym nastawieniu czy dzieleniu się miłością, ale jeśli zmienia się ono w negowanie rzeczywistości, wypieranie własnego gniewu, wstydu i strachu czy potępianie ich u innych, wtedy jest tylko formą ucieczki od bolesnych miejsc w nas samych.
Byle do przodu, bez względu na wszystko. Nigdy nie jest wystarczająco dużo zrobione, by odpocząć. Zawsze zajmuje się dziesięcioma rzeczami naraz, pracuje po 16 godzin dziennie, uwielbia podkreślać własną zajętość i bycie niezastąpionym. Zawrotne tempo pozwala odwrócić uwagę od tych sfer życia, które nie idą tak, jak powinny. Gdybyś zwolnił i usiadł w ciszy, do głosu doszłyby wszystkie porzucone i niekochane części Ciebie – a to byłoby nieprzyjemne, dlatego do roboty!
Temu to jeszcze chyba nigdy nic nie wyszło jak trzeba. Wiecznie bezrobotny albo ugrzęźnięty w nielubianej pracy, kobiety nim pomiatają, wszystkie decyzje podejmuje źle albo za późno i ciągle trzeba ratować go z opresji. Własna wyuczona bezradność budzi w nim poczucie winy, ale zawsze kończy się na lamentowaniu i samobiczowaniu, za którym nie idą żadne działania w celu zmiany tej sytuacji. Szczególnie, jeśli trafi akurat na Zbawiciela lub Opiekunkę, którzy chętnie się nim zajmą.
Żyje w swoim świecie. Ma swoją ulubioną formę eskapizmu, którą mogą być używki, granie na kompie, czytanie, podboje seksualne – tu wpisz swoje sposoby. Dużo gada albo śni na jawie, ale jego pomysły nigdy nie doczekują się realizacji. Często ma bujne towarzystwo, złożone z ludzi podobnych sobie, potrzebnych do potwierdzania swojej wartości. W rzeczywistości ucieka od wewnętrznego poczucia opuszczenia i przekonania, że coś jest z nim nie tak – poniekąd wszyscy nosimy w sobie takie uczucia, dlatego “uciekinier” to najpowszechniejszy z typów ofiary.
Musi być w centrum uwagi, bo inaczej skiśnie. Czuje się bardzo niepewnie co do własnej wartości, dlatego bez przerwy potrzebuje potwierdzać ją poprzez opinie innych. Wrzuca masę swoich zdjęć na facebooka albo flirtuje ze wszystkimi facetami/kobietami w zasięgu wzroku. Jeśli nie możesz poświęcić jej każdej wolnej chwili, czuje się porzucona i niekochana. Choć kojarzy się to z niewdzięczną jędzą, mamy do czynienia z niepewnym stworzeniem, które należałoby po prostu przytulić i zachęcić do poszukania źródła własnej wartości w sobie samej.
Inny rodzaj Gwiazdy. Gdzie to on nie był, czego to on nie widział. Zawsze ma w zanadrzu historię nie z tej ziemi albo choćby kilka słów świadczących o jego doskonałej orientacji w temacie, bogatym doświadczeniu, błyskotliwym poczuciu humoru i ogólnie byciu lepszym gościem na poziomie i na topie. To nic, że nikt go nie widział robiącego te wszystkie zajebiste rzeczy i w ogóle mało kogo to obchodzi. Napędza go potrzeba bycia kimś wyjątkowym, bo paradoksalnie obawia się, że bez tego nikt go nie będzie lubił i nie zwróci na niego uwagi.
Zawsze wie lepiej, dokładnie widzi błędy innych. Przeważnie wszyscy się mylą, a to on ma rację. Przyczyny konfliktu czy porażki dostrzega wszędzie, tylko nie w sobie, i przenigdy się do nich nie przyzna. Biada, jeśli taki trafi na stanowisko szefa. Ale i w rodzinie czy przyjaźni nie ma z nim lekko. Na próżno liczyć u niego choćby na szczyptę empatii. Pozwolenie sobie na taką wrażliwość mogłoby oznaczać stanięcie twarzą w twarz z własnym bólem – a przed tym należy się chronić, najlepiej za pomocą ataku.
Popularna wersja ofiary, szczególnie wśród kobiet będących wyszkolonymi do bycia tzw. grzecznymi dziewczynkami. Opiekunka nie poświęca sobie samej zbyt wiele czasu i energii, bo jest zbyt zajęta służeniem innym, co daje jej poczucie, że jest potrzebna i wartościowa, nawet jeśli inni poradziliby sobie bez jej ciągłej opieki. Jej własne potrzeby pozostają jednak niezaspokojone. Zamiast o nie zadbać, woli cierpieć w milczeniu lub staje się mistrzynią poczucia krzywdy i biernej agresji.
Podchwytliwa ofiara, wyróżniająca się tym, że na ofiarę nie wygląda. Wręcz przeciwnie – wydaje się bardzo silna, a jakikolwiek przejaw słabości w otoczeniu działa na nią jak płachta na byka. Czasem ten typ jest jak dziki zwierz, który rozszarpie swoją zdobycz na strzępy, gdy tylko poczuje krew. Czasem tylko stoi z pogardliwym uśmieszkiem i mówi, żebyś już się przestał mazgaić. Dlaczego tak bardzo irytuje go słabość innych? Bo sam nie zintegrował tej słabej, zranionej części siebie i nie chce na nią patrzeć.
Poznajesz któreś? Ja naliczyłam aż pięć takich, którymi bywam lub bywałam.
Trudno się do tego przyznać w świecie, w którym nagradzani są zwycięzcy.
Choć nie na wszystko w życiu od nas zależy, to na pewno mamy wpływ na jedno: nasze nastawienie. I wcale nie chodzi tu o “robienie dobrej miny do złej gry”, “pozytywne myślenie” ani “pokorną akceptację”.
Może raczej chodzi o to, żeby nie odwracać się plecami do samego siebie.
Pamiętać też o tym, że nasze myśli tworzą naszą rzeczywistość.
I następnym razem być może po prostu – wyjść poza schemat i zareagować inaczej?
Jakie są Twoje doświadczenia?
Tekst pochodzi z poprzedniej wersji bloga Witaj Słońce i pierwszy raz ukazał się w 2017 roku.