Dziś będę jak Paulo Coelho. Przypomnę wam o tym, o czym doskonale sami wiecie, tylko że jakoś podejrzanie często tylko w teorii. Tak, jak doskonale orientujemy się, że Ziemia jest okrągła, ale tak na co dzień, w drodze do pracy i z powrotem, to ona przecież wygląda jakby była płaska, nie? Chyba każdy widzi.
I sobie samej też przypomnę, tak na wszelki wypadek.
Początek roku to czas projektowania. Wydaje się, że nasze życie to znów czysta karta i że tylko od naszej woli zależy, co z nim zrobimy. Dlatego na mocy pospolitego ruszenia każdy chętny bierze życie w swoje ręce, siada nad kartką i obmyśla postanowienia noworoczne. Obmyślać należy z głową i nie byle jak, o czym już pisałam w zeszłym roku.
Tyle, że później i tak nic z tego nie wychodzi, a przecież tak pięknie wszystko było ułożone.
Albo gorzej – wychodzi, ale nie daje nam wymarzonej satysfakcji. No jest, udało się, i co z tego? Bez sensu.
Spotkałam się już nawet z radami, żeby w ogóle nie robić żadnych postanowień ani podsumowań. Tyle, że ja lubię je robić. To dla mnie dobra i motywująca okazja do spojrzenia z dystansu na swoje życie, korekty kursu, ale przede wszystkim do zastanowienia się, czego w istocie obecnie chcę i co da mi największe spełnienie.
Nie: co da mi więcej pieniędzy;
Nie: czego będą mi zazdrościć znajomi;
Nie: co jest ambitne, prestiżowe lub modne;
Nie: czego chcą ode mnie inni ludzie;
A już zwłaszcza nie: co powinnam!
Często robiąc życiowe plany mamy doskonale przeanalizowaną naszą karierę, znamy nasze mocne strony, nasze ambicje i do tego oczekiwania otoczenia, a zapominamy zadać sobie właśnie tego pytania, które jest proste, ale niewygodne, bo tak wiele się w nim kryje:
Czego tak naprawdę CHCESZ dla siebie?
Ku czemu wyrywa się twoja dusza?
Co jest twoim przeznaczeniem, który przykryłeś tyloma warstwami “powinienem”, że już o nim zapomniałeś?
Nie mam tu na myśli przeznaczenia jako fatum, którego nie da się uniknąć czy oszukać. Chodzi o to, do czego zostałeś stworzony. Oczywiście, że można spędzić całe życie i umrzeć w oddaleniu od swojego przeznaczenia. Można żyć z dala od tego, co wychodzi nam najlepiej, od tego, do czego wzywa nas intuicja i nasza dzika natura. Można przeżyć życie nie dowiedziawszy się, z jakiej gliny jesteśmy ulepieni. Kto nam zabroni?
Właściwie to inni raczej poklepią nas po plecach, bo większość z nas dotyka swojego przeznaczenia tylko w dzieciństwie i zaraz o tym zapomina. Później żyjemy “tak jak wszyscy” (wyobrażając sobie oczywiście, że wcale nie), a zrealizowanie tych postrzelonych pomysłów, które kiedyś tam mieliśmy, wydaje się być zupełnie nieosiągalne i w dodatku infantylne. A w ogóle to jesteś już na to za stary, lepiej prawdziwym życiem się zajmij, zejdź na ziemię… znasz to?
Ale kiedy przejdziesz choć kilka kroków własną ścieżką, kiedy choć trochę poczujesz, jakie to słodkie i wzruszające uczucie, zobaczyć na horyzoncie to, na co zawsze w głębi serca czekałeś… U mnie to było tak, jakby moje życie w końcu nareszcie się zaczęło. A byłam wtedy już przed trzydziestką. Wszystko niby było ok, poza tym, że czegoś w głębi serca mi brakowało… Czegoś, co mogłam dać sobie tylko ja sama.
Nie chodzi mi tu o żadne bycie slow ani celebrowanie poranków, ani o trening uważności i tak dalej, nie chodzi o to żebyś stał się mną i ćwiczył codziennie jogę. Nie musisz nawet mieć hobby ani być twórczym, choć czasem to wystarczy. Czasem takie małe rzeczy to jest właśnie to.
Chodzi o to, żebyś dowiedział się co cię zasila, co cię napędza. Co jest twoją misją, twoim powołaniem, twoją melodią.
Z której strony wieje twój wiatr, który masz złapać w żagle?
Wiesz to od zawsze, musisz tylko temu nie przeszkadzać.
Dopóki tego nie odnajdziesz, nic się nie zmieni. Zawsze będzie ci czegoś brak. Zawsze będziesz głodny.
Po co robić takie postanowienia noworoczne, które nic nie zmieniają?
Czasem wystarczy usiąść w ciszy i nasłuchiwać. Otworzyć się na to, co od zawsze było w tobie.
A Ty czego chcesz dla siebie w tym roku?
Jeśli postanowienia mają brać się nie od nas, lecz z jakiegoś zewnętrznego źródła, bo tak trzeba, bo się powinno, to lepiej wcale ich nie robić.
A jeśli mamy coś w sobie, coś co chcemy i będziemy wstanie przy tym trwać, wtedy możemy postanawiać, planować i realizować :)
No pewnie, każdy moment jest dobry :) Chociaż ja jakoś ulegam co roku magii nowego roku i tej okazji do prywatnego przeglądu życiowego ;)
Nie robię postanowień noworocznych, a to czego chcę dla siebie po prostu się pojawia, niezależnie czy to początek czy środek roku…
Ten tekst bardzo do mnie przemawia. Ja cały czas poszukuję tego, co jest moją siłą napędową, moją piosenką. Nie wierzę, że jakieś postanowienia ze świata zewnętrznego, modne i na topie, są w stanie mnie uszczęśliwić. Muszę czuć, że to wychodzi ode mnie.
Wiedza, o tym, czego sama dla siebie chę najbardziej i dotarcie do sedna swoich pragnień, jest prawdziwym skarbem. Też uważam, że warto się nad tym pochylić na poważnie, żeby nasze działania miały jakiś sens.
Ja chce pisac i odkad to robie (juz kilka ladnych lat) na swoja mala, osobista skale, co roku mam tak naprawde jedno powazne postanowienie – pisac jeszcze wiecej. A poniewaz to kocham, to zawsze dotrzymuje tego postanowienia:-) Tak, odkrycie tego, co sie w zyciu lubi robic, to jak odkrycie sensu naszej egzystencji. I naprawde nie musi to byc nic na miare Oskara lub Nobla.:-)
Świetnie to ujęłaś. I dokładnie o to chodzi.
Nie o postanowienia, a o odnalezienie siebie samej(go). Poszukanie swojego życiowego celu, a wtedy “reszta” układa się tak, żeby ten cel został zdobyty :)
Lubię się tak otwierać, lubię nasłuchiwać;))) Takiego Nowego Roku Ci życzę – pełnego pomyślnych nasłuchiwań własnego ja:)
To chyba najlepszy test “okołonoworoczny”, jaki czytałam :) Wsłuchiwać się w siebie, zamiast stale coś sobie narzucać – brzmi jak dobry plan :)
W porządku takie postanowienia, to ja rozumiem, choć właściwie to trochę taka spowiedź przed samym sobą :) Ja z tego względu, że na wszystkie twoje “NIE” odpowiadam w tym samym tonie co i ty, postanowiłam po prostu odpuścić i wsłuchać się w siebie, bez spiny, blichtru i brokatu :)
Faktycznie trochę jak spowiedź. Może boleć :p Ale za to jaka ulga :)
świetny sposób na noworoczne postanowienia ! Taka refleksja nad samym sobą jest świetna i może przynieść wiele dobrego. Warto tez pamiętać by ta refleksja była cało roczna a nie tylko okazjonalna :)
Cenna uwaga;)
Bardzo mądry tekst na nowy rok. Ja ciągle się łajam praktycznie codziennie, że nie mam odwagi trzymać się tego co powinnam zrobić dla siebie bo ciągle się boję o to co będzie dalej i czy mi się uda. To niestety też taki stygmat z rodziny i otoczenia, aby najlepiej iść utartą ścieżką. Jak robisz już coś niestandardowego to zaczynasz się czuć jak zdrajca, tylko niestety jak się ugniesz zdradzasz samego siebie. Ja mam nadzieję, że starczy mi samozaparcia i odwagi aby zostać na mojej ścieżce i zawalczę o to co dla mnie jest najlepsze.
Wiem o czym mówisz Ehdi!
Trzymam zatem kciuki za nas obydwie.
Oj znam to, to taki paradoks, że albo się jest szczęśliwym albo się ma wsparcie otoczenia. Mnie się od razu przypomina kawał o Polakach w piekle, pewnie znasz? Ten, że nie trzeba ich pilnować, bo jeśli któryś ma ochotę wyjść z kotła to pozostali zaraz go ściągają w dół;) Pójście własną drogą ma swoją cenę, ale nie ma innej opcji, gdybym wróciła do tego co było wcześniej po prostu gardziłabym sobą. Wiele odwagi Ci życzę i sobie też:)
Ehh, ale pytanie jak dotrzeć do tamtych pragnień skoro tak dawno zastały zakopane przez rzeczywistość?
Podziwiam że się odnalazłaś i że wiesz gdzie i czemu zmierzasz.
Ja żyje chwilą i nie wiem czy działam według pragnień czy raczej nakazów.
Bardzo dobry i zmuszający do refleksji post.
Dotarcie do tamtych pragnień to jest prawdziwa misja, wielka przygoda, która u mnie wciąż trwa i trwa… Obawiam się, że odkryłam jakiś wierzchołek góry lodowej. Na początek mogą być jakieś małe pragnienia, one jak małe roślinki wgryzą się w mur który nas dzieli od większych pragnień i zaczną go burzyć;)
No to zaczynam się rozglądać za tymi roślinkami ;). I powodzenia w burzeniu murów! :)
To wielka sztuka potrafić samego siebie słuchać. Wciąż się tego uczę. :)
ja czasami już nawet nie pytam siebie czego tak naprawdę chcę, nie pytam przed strachem przed odpowiedzią. Bo często ona mnie dołuję, że mam takie ogromne plany, marzenia, a tak mał możliwości do ich realizacji. Często chyba źle obieram cele, zbyt szybko chcę osiągnąć sukces, a często musze zrobi krok w tył niestety.
Pięknie napisane. Złapała mnie jakaś nostalgia przy tym. Ja w tym roku zamierzam spełniać swoje marzenia i Tobie zycze tego samego;)
Ja chyba chcę kupić dwa koty i wyjechać w Bieszczady. Albo w Suwałki. A miałam jechać do Chin…
Dobra, dobra. Ja w tym roku zrobiłam sobie nie listę postanowień, ani celów, ale zadań, takich rzeczy do przetestowania w moim życiu. I tyle, albo aż tyle. I nawet Tarota na rok nie stawiałam, bo to 9 rok numerologiczny i mój 9 rok osobisty. Także tego, Bieszczady są prawdopodobne!
Idealne postanowienie noworoczne – zacząć słuchać siebie :)
Choć postanowień noworocznych nie czynię z premedytacją od lat to podoba mi się Twój tok rozumowania! Uwielbiam moje marzenia z dzieciństwa i to, że obiecałam sobie o nich nie zapomnieć. Choć wiem już, że wszystkich nie da się spełnić, ale to nic. :)